800 km na południe Polski. Dzień 3: Wierzbiczany – Uniejów, 122 km

Pierwsze dwa dni kończyły się przejechaniem 122 km, co skłoniło mnie do żartu, że i trzeci zakończy się tym przebiegiem. Jakież było moje zdziwienie, gdy dojechawszy do Hotelu Browar Wiatr w Uniejowie okazało się, że i trzeci dzień zamknął się takim właśnie przebiegiem. Ale po kolei.

Dzień trzeci zaczął się od pożegnania gościnnego Pałacu w Wierzbiczanach. Nie spieszyło się nam do odjazdu, więc gdy to już nastąpiło, była chwila po godzinie jedenastej, a przed nami do pokonania planowo 112 km. Po krótkim epizodzie jazdy asfaltową drogą wjechaliśmy na polną, która miejscami była nie lada wyzwaniem. Albo czarne, gliniaste błoto, albo łachy ilastego piachu – w cokolwiek by się nie wjechało, to łatwo było się poślizgnąć. O ile więc błotko udawało się jakoś omijać, to dwa lub trzy razy zmuszony byłem zejść z koła i poprowadzić je kilkanaście metrów za rączkę. Tak było bezpieczniej, szczególnie mając kilkanaście kilogramów ekwipunku, który bardzo sprzyja zakopywaniu się koła.

Tego dnia wszyscy zaczęliśmy odczuwać zmęczenie ciał podróżą. Moi przyjaciele-rowerzyści coraz częściej narzekali na ból pośladków, a ja coraz bardziej odczuwałem ból stóp. Po części jest on konsekwencją stałego i przedłużonego wysiłku – każdy dzień to ponad pięć godzin stania na relatywnie niewielkich podnóżkach monocykla. Tu nie ma miejsca na zmianę pozycji stopy, bo każdy podnóżek ma powierzchnię stopy. Nie można też zapominać o tym, że monocykl nie posiada żadnego tłumienia drgań. Rolę amortyzatorów pełnią ugięte w kolanach nogi, które pracują przez całą drogę. Nie tylko niosą ciężar ciała i bagażu, ale ich mięśnie muszą aktywnie pracować aby utrzymać równowagę i „wybierać” nierówności dziurawej drogi. Pod koniec dnia zacząłem odczuwać w prawej stopie skutki dawno wydawałoby się zapomnianej kontuzji. Teraz sobie o niej przypomniałem.

Ból stóp to także moja wina, ponieważ już przed wyprawą wiedziałem, że wkładki w moich butach są już mocno wygniecione. Przez to obciążenie nie przenosi się w miarę równo na całą stopę, lecz jego większość spoczywa na pięcie. Bałem się jednak wymiany wkładek, gdyż mogłoby to przynieść skutek początkowo odwrotny od zamierzonego. Chyba każdy wie, że nie zmienia się obuwia na nowe bezpośrednio przed długą wędrówką. Mogłem jednak pomyśleć o tym wcześniej, by jeszcze przed rozpoczęciem wyprawy stopy mogły się dopasować… Ech.

Poniedziałkowy przejazd odbywał się w temperaturze sięgającej trzydziestu stopni, i w pełnym słońcu. Na szczęście dość rześki wiatr i sąsiedztwo chłodzących, wilgotnych łąk i pól sprawiały, że odczuwalne warunki były całkiem znośne. W dużej mierze trasa prowadziła przez typowo wiejskie tereny, co z jednej strony pozwalało się relaksować ciszą i krajobrazami, z drugiej jednak było związane z gorszymi rodzajami dróg. Na całej trasie mijaliśmy tylko cztery większe miejscowości – Radziejów, Piotrków Kujawski, Sompolno i Koło. Mając doświadczenia z poprzednich dwóch dni uznaliśmy, że najlepszym miejscem na dłuższy postój i ładowanie będzie Sompolno. Znajdujące się mniej więcej w połowie trasy i oddalone o około 60 km od celu podróży, pozwalało naładować akumulatory do pełna. W Radziejowie zatrzymaliśmy się więc tylko na kawę, a właściwe ładowanie i postój „regeneracyjny” miało miejsce w pizzerii K2 w Sompolnie. To kolejne miejsce, które można śmiało polecić i dodać do listy przyjaznych „elektrykom”. Miła, bardzo pomocna pani wskazała nam gniazdka oraz uraczyła kawą dla strudzonych podróżników. A wielkość zamówionych porcji zaskoczyła nas wszystkich…

Po dwóch godzinach ładowania pojechaliśmy dalej. Po godzinie jazdy dotarliśmy do Koła, gdzie zatrzymaliśmy się na stacji Lotos aby kupić coś do picia. Tam chwilkę spędziliśmy na miłej rozmowie z pracownikiem stacji, który był pod wielkim wrażeniem elektrycznego kółka i całej wyprawy. Po kwadransie ruszyliśmy dalej, kierując się w stronę autostrady A2. Przecinając ją uświadomiłem sobie jak duży kawał drogi mamy za sobą. Ta świadomość pozwoliła pokonać ból i zmęczenie, pomagając w pokonaniu ostatnich kilometrów tego dnia. Ostatecznie do celu dotarliśmy chwilkę przed dwudziestą. Zmęczeni, ale zadowoleni. 366 kilometrów za nami!

Szczegółowy zapis trasy drugiego dnia wyprawy można znaleźć tutaj –
https://euc.world/tour/576144778662322

Najnowsze artykuły
To Cię może zaciekawić...