800 km na południe Polski. Dzień 4: Uniejów – Słupia, 96 km

Czwarty dzień wyprawy można by uznać za przejazd wypoczynkowy, gdyż planowy dystans 90 km był najkrótszym dziennym odcinkiem całej wyprawy. Niestety, to właśnie w nocy z trzeciego na czwarty dzień wyprawy nastąpiła dość radykalna zmiana pogody. Sprzyjający nam, północny wiatr zmienił kierunek na południowy oraz zyskał na sile. Zamiast nas popychać zaczął nas spowalniać. Aby tego było mało, temperatura powietrza wzrosła do około 30 stopni.

Uniejów to miasto, które znane jest ze swoich wód termalnych. Nie mieliśmy jednak okazji korzystać z tych atrakcji. Hotel Browar Wiatr okazał się miejscem, w którym dobrze się nam odpoczywało. Wygodne, klimatyzowane pokoje z antresolą były komfortowe, a wygodne łóżka sprzyjały nocnej regeneracji sił. Zdecydowanie należy także pochwalić serwowane w restauracji, warzone na miejscu piwa. Nie zabrakło także minusów, bo poziom obsługi restauracyjnej nas nie zachwycił. Nie można też pochwalić śniadań, które były dość skromne i mało urozmaicone. W ogólnym ujęciu Hotel Browar Wiatr zasługuje jednak na dobrą ocenę, a goszczący w nim birofile będą uradowani tym, co oferuje hotelowy multitap.

Z Uniejowa wyjechaliśmy chwilę po dziesiątej, początkowo jadąc drogą krajową nr 72 w stronę Aleksandrowa Łódzkiego. W miejscowości Baliny skręciliśmy w prawo, by wjechać w drogę wojewódzką nr 473 prowadzącą do Łaska. Po około godzinie jazdy, w miejscowości Wierzchy postanowiliśmy zrobić sobie pierwszy, krótki odpoczynek w miejscowym parku. Przy okazji odpoczynku mogliśmy także podziwiać drewniany, zabytkowy kościół pw. św. Mikołaja Biskupa. To była kolejna okazja do uświadomienia sobie, że jadąc na jednym czy dwóch kołach mamy szansę dostrzec i podziwiać wyjątkowe miejsca, które zwykle pozostają niezauważone z pędzącego samochodu.

Po kwadransie ruszyliśmy dalej. Mimo swojego wojewódzkiego charakteru, droga do Łaska okazała się bardzo przyjemna. Umiarkowany ruch oraz dobrej jakości nawierzchnia były naszymi sprzymierzeńcami, czego – jak wspomniałem na wstępie – nie można było powiedzieć o warunkach pogodowych. Dlatego mimo stosunkowo niedużego dystansu dziennego, postanowiliśmy częściej robić krótkie przystanki. Kolejnym z nich była krótka przerwa na rynku miejscowości Szadek, gdzie zatrzymaliśmy się na chwilkę, by po kwadransie ruszyć dalej do Łaska. Tam zaplanowaliśmy dłuższy postój na obiad oraz doładowanie baterii.

Po ponad trzech godzinach od startu dotarliśmy wreszcie do Łaska, gdzie zacząłem szukać miejsca na obiad. W wyborze takiego miejsca zwykle kieruję się wskazaniami Google Maps, zwracając uwagę na ocenę lokalu i ilość opinii. To pozwala uniknąć rozczarowań i straty czasu. Tym razem wybór padł na miejscową pierogarnię „Pierożkowa Kraina”. Tam udało nam się podłączyć do prądu, odpocząć oraz zjeść fantastyczne pierogi. Jeśli więc będziecie kiedykolwiek w Łasku, zapraszam na pierogi do „Pierożkowej Krainy”. Pierogi okazały się też dużo lepszym wyborem w kontekście dalszej jazdy, bo były posiłkiem sytym, ale nie ciężkim.

Gdy dotarliśmy do Łaska, za sobą miałem 55 kilometrów jazdy oraz dokładnie połowę zapasu prądu. Potrzebowałem więc raptem godziny na to, aby naładować akumulator do pełna. Maciek nie był w tak komfortowej sytuacji, gdyż bateria w jego rowerze była prawie w całości rozładowana. Bez szybkiej ładowarki czas ładowania jego baterii był znacznie dłuższy. Ostatecznie więc wyruszyliśmy w dalszą trasę po około dwóch godzinach przerwy. Dwugodzinne ładowanie nie wystarczało Maćkowi do tego, aby dojechać na miejsce „z prądem”. Ustaliliśmy jednak, że skracając postój w pierogarni do dwóch godzin, zatrzymamy się jeszcze raz w Zelowie na godzinkę.

Jak ustaliliśmy, tak zrobiliśmy. Po przejechaniu około dwudziestu kilometrów dotarliśmy do Zelowa, gdzie znaleźliśmy ustronną pizzerię „Pizza Zelów”. Tam Maciek mógł doładować swoją baterię, a wszyscy mogliśmy odpocząć, zjeść lody i napić się kawy oraz czegoś chłodnego. Po godzinie ładowana Maćka bateria miała w sobie wystarczająco prądu, aby spokojnie dojechać do celu. Ja już nie potrzebowałem ładowania, gdyż w Zelowie miałem prawie trzy czwarte zapasu energii.

Chwilę przed siedemnastą wyjechaliśmy z Zelowa, by już bez dalszych postojów dotrzeć do końca dziennego etapu. Ostatecznie więc do celu dotarliśmy około godziny osiemnastej, dodając do ostatecznego przebiegu kolejne 96 kilometrów i lądując bezpiecznie w Dworze Słupia, gdzie mieliśmy zjeść kolację i wyspać się przed kolejnym dniem. Wiedzieliśmy, że ten odpoczynek będzie bardzo ważny – według wszelkich prognoz kolejnemu dniu jazdy miała towarzyszyć fala ekstremalnych upałów. Póki co cieszymy się, bo za nami już połowa drogi!

Szczegółowy zapis trasy czwartego dnia wyprawy można znaleźć tutaj – 
https://euc.world/tour/576175246802338

Najnowsze artykuły
To Cię może zaciekawić...