Niektóre monocykle wyposażone są w całkiem solidne, stereofoniczne głośniki w technologii Bluetooth. Jazda na rozwrzeszczanym boomboxie nie należy do moich przyjemności. Poza tym nie chcę katować innych swoimi gustami muzycznymi. Już bez tego wszyscy się za mną oglądają.
Słuchawki, ale jakie?
Słuchawki są więc pierwszym rozwiązaniem, które przychodzi do głowy. Oczywiście muszą to być słuchawki w technologii Bluetooth – nie wyobrażam sobie wiszących i plączących się kabli. Poza tym w przypadku takich słuchawek najczęściej funkcjonują one jako zestaw słuchawkowy, umożliwiający prowadzenie rozmowy telefonicznej. Niestety, w pierwszej kolejności trzeba odrzucić słuchawki otwarte, które w najmniejszym stopniu blokują dźwięki z otoczenia. Odpadają, bo w zasadzie nie ma modeli które można ubrać pod kask. Zostają więc konstrukcje na pałąku, które teoretycznie trzymać się będą na małżowinie usznej. W praktyce testowane modele przesuwały się, co było bardzo denerwujące.
Na placu boju zostały więc słuchawki dokanałowe. Zajmują mało miejsca, są łatwe do założenia i zdjęcia nawet mając kask na głowie. Nie można też narzekać na jakość dźwięku, który w lepszych modelach stoi na bardzo wysokim poziomie. Wszystkie te zalety nie są w stanie zrekompensować jednej, zasadniczej wady – słuchawki dokanałowe mocno tłumią dźwięki otoczenia. Mimo kilku podejść nie potrafiłem się do nich przekonać. Poczucie izolacji było na tyle duże, że czułem się mocno niekomfortowo. Zdruzgotany porażkami zacząłem się nawet zastanawiać nad zakupem kasku ze zintegrowanymi głośnikami, ale cena była porażająca. Poza tym nie jestem przekonany do rozwiązań „wszystko w jednym” – okazać by się mogło, że kask może i nie jest zły, ale głośniczki są do niczego. Albo odwrotnie…
Przewodzenie kostne – zady i walety
Tu muszę przyznać, że zanim przetestowałem te wszystkie rzeczy, natknąłem się w Internecie na informacje i opinie na temat słuchawek Aftershokz Trekz Titanium. W skrócie – są to słuchawki działające na zupełnie odmiennej zasadzie niż typowe słuchawki jakie znamy. Zwykłe słuchawki wytwarzają drgania powietrza, które przez przewód słuchowy trafiają wgłąb ucha i są odbierane jako dźwięk. Gdyby jednak wprawić w drgania nie powietrze, lecz kość policzkową, to za jej pośrednictwem drgania trafią do ucha z pominięciem przewodu słuchowego i – przynajmniej w teorii – będą słyszalne równie dobrze, jakby docierały tradycyjną drogą. Jest to tak zwane przewodnictwo kostne, a technologia ta stosowana jest od dawna w rozwiązaniach wojskowych.
Co ważne, przetworniki takich słuchawek umiejscowione są poza małżowiną uszną, przez co zupełnie nie blokują uszu. To jak słuchanie radia w jadącym samochodzie – słyszymy radio, ale i dźwięki spoza samochodu. Brzmi obiecująco, nieprawdaż? Przy pierwszym podejściu położyłem jednak krzyżyk na tym produkcie, gdyż mając już wcześniej doświadczenia z tą technologią pamiętałem kiepską jakość dźwięku pochodzącego z przetworników kostnych. Gdy jednak wszystko inne zawiodło, nie zostało mi nic innego jak kupić i spróbować jak to jest naprawdę w tym konkretnym przypadku.
Pierwsze wrażenia
Słuchawki te są dostępne w niektórych marketach z elektroniką, można je także kupić za pośrednictwem wielu sklepów internetowych. Według Ceneo można je kupić w cenie od 399 zł i tu widać ich pierwszą wadę – są zwyczajnie drogie. Nie mając innego wyjścia zapłaciłem te horrendalne pieniądze by jak najszybciej przyjąć na siebie kolejny, oczekiwany cios. Po rozpakowaniu i sparowaniu ze smartfonem, wrzuciłem na blat jeden ze znanych mi kawałków. No i tu zaskoczenie. Słuchawki grają całkiem przyzwoicie. Przede wszystkim grają klarownie i precyzyjnie, średnie i wysokie tony są zrównoważone i przejrzyste. Niestety, brak basów jest ewidentny. Przy najwyższych ustawieniach głośności pojawia się także łaskotanie, wywołane wibracjami przetwornika. Na początku wrażenie to może być nieprzyjemne, z upływem czasu jednak przestaje przeszkadzać. Także z czasem przyzwyczajam się do braku basów. Po kilku dniach użytkowania cena i brak basów przestają mi przeszkadzać.
Wygoda noszenia
Muszę przyznać, że słuchawki nosi się bardzo wygodnie. Są lekkie (36 gramów) i po założeniu praktycznie ich nie czuć. Co ważne, nie zmienia się to nawet po kilku godzinach ich noszenia. Akumulator pozwala na kilka godzin ciągłego słuchania przy najwyższych ustawieniach głośności – to niezły wynik. W okresie pół roku intensywnego użytkowania nigdy nie zdarzyło się, aby słuchawki prosiły o prąd. Co jest bardzo ważne, słuchawki nie kolidują z kaskiem – nawet jeśli jest to pełniejszy kask w typie „enduro open face”. Na pewno nie ma z nimi problemu mój Fox Metah. Nie ma też problemu z okularami, aczkolwiek to chyba bardziej kwestia anatomii i kształtu małżowiny usznej.
Teoretycznie słuchawki posiadają mikrofon z technologią eliminacji szumu. W praktyce jednak nawet niewielka prędkość wytwarza na tyle dużo szumów, że słuchawki nie radzą sobie z nim i mój rozmówca nie jest w stanie mnie zrozumieć. Okazało się jednak, że gdy założę kaptur, szumy znikają i można rozmawiać nawet w czasie dość szybkiej jazdy. Myślę, że ten patent powinien działać z każdymi słuchawkami i nie tylko na kółku. Zauważyć należy także to, że słuchawki nie umożliwiają zmiany dźwięku ani głośności sygnału dzwonienia. Moim zdaniem jest on za cichy, przez co mając wyciszony dzwonek w telefonie możemy nie usłyszeć cichej melodyjki w słuchawkach.
Odporność
Kolejną ważną cechą słuchawek jest ich konstrukcja. O ile nie są one bezwzględnie wodoszczelne, są odporne na pot i deszcz. Gniazdo ładowania w standardzie „micro USB” uszczelnione jest małą klapką. Nie raz jeździłem w solidnym deszczu nie mając nawet na głowie kaptura, co nie zrobiło na słuchawkach żadnego wrażenia. Obudowa słuchawek to połączenie czegoś w rodzaju silikonowej gumy i w miarę miękkiego tworzywa sztucznego. Za sprężystość pałąka odpowiada tytanowy element, przez co można liczyć na niezmieniony kształt słuchawek nawet w razie przypadkowego zgniecenia. Jak już wspomniałem sprężystość ta nie psuje komfortu noszenia, a zapewnia wystarczający docisk aby słuchawki po założeniu pozostawały na swoim miejscu. Ze względu na konstrukcję utrzymanie słuchawek w czystości jest banalnie proste. Dodatkowo fakt, że żaden element nie jest wprowadzany do ucha powoduje, że są one dużo bardziej higieniczne w użyciu niż ma to miejsce w przypadku słuchawek dokanałowych.
Podsumowanie
Podsumowując, to nie są słuchawki dla audiofila. To są słuchawki dla kogoś, kto chce słyszeć wszystko. Są wygodne i nie blokują dźwięków z otoczenia (aczkolwiek można je zagłuszyć odpowiednio wysoką głośnością muzyki, co nie powinno dziwić). Są lekkie, odporne na warunki atmosferyczne i pot. Nadają się nie tylko na kółko, gdyż można je nosić na co dzień. Wysoka cena dość szybko rekompensowana jest korzyściami, jakie daje ten model słuchawek. Dzisiaj nie wyobrażam sobie i nie potrzebuję zmiany na coś innego.
Dla osób z mniejszą głową słuchawki te dostępne są w wersji Mini, które różnią się od podstawowej wersji nieco mniejszym pałąkiem. Dostępny jest także nowszy model Air, który cechuje się lżejszą i bardziej odporną na wodę konstrukcją. Za tym jednak idzie znacznie wyższa cena, przy niezmienionej funkcjonalności i jakości dźwięku.
Gdzie kupić?
Słuichawki dostępne są w wielu sklepach stacjonarnych, Jednakże zakup w Internecie może być najlepszą opcją. Sklepy internetowe oferują zazwyczaj najlepsze ceny oraz możliwość zwrotu w wypadku, gdyby słuchawki jednak nie przypadły Ci do gustu. Przygotowałem dla Ciebie wygodne linki do serwisu Ceneo: