Starsze modele elektrycznych monocykli zwykle nie posiadały żadnych świateł, które pomagałyby w jeździe po zmierzchu. W miarę, jak producenci powiększali zasięg oraz dzielność swoich urządzeń, dodali do nich światła pozwalające na bezpieczne poruszanie się po zmierzchu. Obecnie praktycznie każdy monocykl posiada oświetlenie typowe dla jednośladów – czerwoną lampę pozycyjną oraz przedni reflektor oświetlający drogę. Czy to oznacza, że światła te sprawdzają się tak samo dobrze, jak w rowerze?
W najnowszych kołach producenci zastosowali naprawdę solidne światła. Mocne diody LED oraz odpowiedniej konstrukcji odbłyśniki i soczewki pozwalają bardzo dobrze rozświetlić drogę przed nami. Pod tym względem naprawdę nie ma na co narzekać – monocykle Inmotion V10/V10F, King Song KS-18L/XL czy Ninebot Z6/Z8/Z10 mają przednie światła, które doskonale sprawdzają się w nocy.
Niestety, mimo to częste są narzekania użytkowników monocykli, że ich kółko źle oświetla drogę. Oślepia ludzi idących z naprzeciwka lub odwrotnie, oświetla dwa metry przed sobą, a dalej? Ciemność! Próby kalibracji nic nie dają, bardziej zdesperowani próbując przerabiać światło doznają porażki. Przednie światło monocykla jak oślepiało innych, tak oślepia nadal. Albo cały czas świeci pod koło, zamiast przed siebie.
Fizyki nie oszukasz
Wszystkie te problemy i narzekania biorą się z fundamentalnej dla elektrycznego monocykla zasady, jaką jest samoczynne poziomowanie się. Wszystkie pojazdy samopoziomujące wyposażone są w czujniki, zwane akcelerometrami oraz żyroskopami. Czujniki te zachowują się podobnie jak pion murarski, dzięki któremu można postawić dom na każdym rodzaju gruntu, tak płaskim jak i górzystym. Tak samo monocykl stara się utrzymać tak zwany lokalny pion, niezależnie od tego, jakie jest nachylenie terenu na którym się znajduje. No i tu dochodzimy do sedna sprawy – monocykl zawsze trzyma pion, a w konsekwencji światło zawsze świeci w poziomie. To zupełnie inaczej niż w rowerze czy samochodzie, które oparte na kołach zawsze dostosują się do pochylenia drogi po której jadą.
Wszystko jest w porządku, jeśli droga po której jedziesz jest pozioma. W takim przypadku przednie światło spełnia swoją rolę bez zarzutu. Porządnie oświetla wystarczająco długi odcinek drogi przed Tobą, nikogo przy tym nie oślepiając.
Pod górkę…
Jadąc pod górkę jest już zdecydowanie gorzej. Nadal nikogo nie oślepiasz, ale też i nic nie widzisz poza plamą światła bezpośrednio przed Twoim monocyklem. Dalej jest już ciemność, a ewentualne przeszkody wyłaniają się niespodziewanie, nie dając zwykle czasu na reakcję. Bardzo mało komfortowa jazda, o jej wątpliwym bezpieczeństwie nie wspominając.
…i z górki
Gdy jedziesz z górki wcale nie jest lepiej. Światło oświetla drogę gdzieś daleko przed Tobą, ale to co bezpośrednio przed Tobą jest zupełnie niewidoczne. Za to skutecznie oślepiasz wszystkich idących lub jadących z naprzeciwka. Ani to bezpieczne, ani to przyjemne, ani to kulturalne.
Czołówka lub latarka ręczna
W swojej praktyce zwykle wyłączam przednie światło gdy poruszam się po zmierzchu. Gdańsk ze swoimi wzgórzami morenowymi jest miastem, w którym co chwila jedzie się w dół lub w górę. Zdecydowanie bardziej funkcjonalna jest latarka. Może to być tzw. czołówka, może to także być zwykła latarka ręczna. Ja preferuję to drugie rozwiązanie.
Czołówka to komfort wolnych rąk, jednakże każdemu ruchowi głową automatycznie towarzyszy ruch światła. I odwrotnie, chcąc doświetlić jakiś obszar należy obrócić głowę w jego stronę. Łatwo przy tym kogoś oślepić, mimowolnie kierując głowę w jego stronę. Trudniej jest też operować takim światłem. Podsumowując – rozwiązanie to spełnia swoją rolę w przypadku jazdy rowerem. Tam zwykle obie ręce leżą na kierownicy i trudno wyobrazić sobie operowanie latarką ręczną. Monocykl ma jednak tę zaletę, że do jego prowadzenia ręce nie są potrzebne. A skoro są wolne, to przecież nie będzie problemem, jeśli w jednej z dłoni znajdzie się wygodna, ręczna latarka.
Osobiście korzystam z latarki Mactronic Sniper 3.3 i bardzo ją sobie chwalę. Jest nieduża, solidnie wykonana i posiada bardzo bogatą funkcjonalność jak na sprzęt poniżej 300 złotych. Niewielka, wykonana z aluminium, oferuje siłę światła na poziomie 1000 lm. Nie wiem, na ile wiarygodne są deklaracje producenta, ale na pewno jest bardzo jasna. Funkcja „zoom” pozwala uzyskać zarówno szeroki snop światła, jak i bardzo skupioną wiązkę zdolną bardzo dobrze oświetlić odległe obiekty. Wbudowany akumulator w formacie 18650 może być ładowany przez gniazdo „micro USB”. Dodatkowo, latarkę można wykorzystać jako powerbank – wodoszczelna tuleja w tylnej części latarki kryje nie tylko gniazdo ładowania, ale także gniazdo USB z którego możemy doładować telefon. Latarka posiada cztery stopnie jasności oraz dodatkowy tryb stroboskopowy, uruchamiany dłuższym przyciśnięciem włącznika. Ten, umieszczony w tylnej części latarki działa lekko i cicho. Sama latarka dobrze leży w dłoni i daje się obsługiwać w rękawicach narciarskich. Jest na tyle mała, że mając ją w dłoni można chwycić się poręczy czy słupa sygnalizacji świetlnej.