750 km przez Polskę. Dzień #4: Uniejów – Słupia, 90 km


Wtorek 25 czerwca 2019, czyli czwarty dzień pierwszej w Polsce, samotnej wyprawy na elektrycznym monocyklu od Bałtyku po Pieniny. Gdy tego dnia będę wyjeżdżał z Uniejowa, od Gdańska dzielić mnie będą 332 kilometry. Czwarty dzień trasy to środek całej wyprawy, a jednocześnie najkrótszy dzień jeśli wziąć pod uwagę długość odcinka – tylko 90 kilometrów. Tego dnia pożegnam się z jazdą po terenie płaskim jak talerz. Od teraz z każdym kolejnym dniem będzie coraz bardziej pod górkę.

Przez Balin, Chodaki i Szadek dojadę do Łaska. Najpewniej właśnie tam, mając za sobą 50 kilometrów, zrobię dłuższą przerwę. Tradycyjnie – odpoczynek, ładowanie kółka i coś dobrego na talerzu. Reszta trasy to już tylko przejazd przez Buczek, Zelów, Parzno i Kluki by ostatecznie dotrzeć do Słupi. Na koniec czwartego dnia, po przejechaniu ogółem 422 kilometrów, będzie mi bliżej do mety niż do miejsca startu.

Ten najkrótszy i – przynajmniej w teorii – najmniej męczący dzień ma być szansą na regenerację przed tym, co czeka mnie przez kolejne trzy dni. Liczę na to, że pobyt w Dworze Słupia będzie okazją do szczególnego relaksu dla ciała i duszy. Relaksu, będącego przygotowaniem do ostatnich, najtrudniejszych dni wyprawy. O ile monocykl napędzany jest silnikiem elektrycznym, o tyle za sterowanie, amortyzację i utrzymanie równowagi odpowiadają mięśnie całego ciała. Pozycja na monocyklu podobna jest do tej, jaką przyjmuje narciarz zjazdowy. Pierwsze cztery dni jazdy to w sumie około 18 – 20 godzin jazdy w pozycji stojącej. Z nogami stale ugiętymi w kolanach, dociążonymi plecakiem o masie kilkunastu kilogramów.

Najnowsze artykuły
To Cię może zaciekawić...