22 czerwca 2019 roku wyruszę spod fontanny Neptuna w Gdańsku by po siedmiu dniach dotrzeć do granicy ze Słowacją w Sromowcach Wyżnych. Co najważniejsze i wyjątkowe, całą trasę przejadę samodzielnie i wyłącznie na jednym kole elektrycznego monocykla. Pierwotnie planowana na dystansie 750 kilometrów, została wydłużona o kolejne pięćdziesiąt. To jednak nie jedyne zmiany, a do rozpoczęcia wyprawy pozostały niecałe trzy miesiące. Pozwól, że przybliżę Ci najbardziej aktualne informacje.
Ta wyprawa jest dość niecodzienna. To pierwsza w Polsce tak poważna wyprawa na elektrycznym monocyklu – urządzeniu egzotycznym, nadal mało znanym, a jeśli już to kojarzonym z poruszaniem się na krótkich, miejskich dystansach. To się jednak w ostatnich miesiącach zmieniło. Współczesne elektryczne monocykle oferują naprawdę duży zasięg – przejechanie dziewięćdziesięciu kilometrów na jednym ładowaniu nie stanowi już problemu. Taki zasięg ma monocykl King Song KS-18XL, który będzie moim towarzyszem podróży. Mając szybką ładowarkę w plecaku można pozwolić sobie na jeszcze większe dystanse. Godzina ładowania to kolejne 30-40 kilometrów. Doświadczony technicznie i odpowiednio przygotowany kondycyjnie monocyklista może więc pomyśleć o turystyce na jednym kole. O czymś, co ja praktykuję już od zeszłego roku i co sprawia mi ogromną satysfakcję. Teraz chcę pokazać innym, że można. Że monocykl elektryczny to także świetny sposób na podróżowanie także poza miejskim środowiskiem.
W tym miejscu chcę podziękować tym, bez których przygotowanie do wyprawy byłoby dużo trudniejsze. Szczególnie podziękować chcę firmie Eunicycles, będącej polskim przedstawicielem marki King Song. Jej zaangażowanie i udzielone wsparcie istotnie pomogło mi w przygotowaniu się do wyprawy.
Ta wyprawa ma na celu promocję ekologicznych i ekonomicznych sposobów podróżowania. Ma pokazać, że samochód nie musi być jedynym środkiem poruszania się. Ma promować Polskę, pokazać jej ciekawą historię i zaprezentować wyjątkowość jej poszczególnych regionów. Jeśli którekolwiek z tych celów są Ci bliskie i chcesz w jakiejkolwiek formie wesprzeć powodzenie tej wyprawy, zapraszam do kontaktu – sebastian@najednymkole.pl
Podróż samodzielna, ale już nie samotna
Pierwotnie wyprawa miała być podróżą samotną. Na trasie wyprawy miałem być ja, moje kółko i plecak zawierający wszystko co potrzebne. Niedługo po ogłoszeniu moich planów zmuszony byłem je zweryfikować. Najpierw zaczęły się do mnie zgłaszać życzliwe mi osoby, które kibicując wyprawie zaoferowały towarzystwo na różnych odcinkach trasy. Trudno było odmówić pasjonatom, którzy kibicując mi chcieli okazać wsparcie i serce. Z planów samotności musiałem jednak zrezygnować całkowicie, gdy dwoje moich przyjaciół postanowiło dotrzymać mi towarzystwa na całej trasie, jadąc na rowerach elektrycznych. Przyjaciołom się nie odmawia 🙂
Jeśli więc chcesz dołączyć i Ty, to serdecznie zapraszam. Przy czym zupełnie nieważne jest to, czy pojedziesz na monocyklu, rowerze, hulajnodze czy jeszcze czymś innym. Możesz dołączyć na dystansie kilku, kilkunastu czy kilkudziesięciu kilometrów. A jeśli chcesz odbyć ze mną większość lub całość trasy, proszę bardzo! Szczegółowe informacje o przebiegu trasy znajdziesz w pierwotnym artykule, który staram się na bieżąco aktualizować. Zabierz ze sobą dobry humor i pozytywne nastawienie 🙂
Wyprawa nie będzie więc samotna, ale nadal będzie samodzielna! Na trasie wyprawy nie będę miał pomocników czy zaplecza technicznego. W razie problemów, mimo towarzystwa zdany będę wyłącznie na siebie i na to, co znajdzie się w moim plecaku lub co będę w stanie zorganizować sobie na trasie. W razie usterki będę musiał radzić sobie własnymi środkami.
Od 90 do 135 kilometrów dziennie
Dziennie do pokonania będę miał od 90 do 135 kilometrów dziennie, jadąc z prędkością około 25 kilometrów na godzinę. Oznacza to od jednej do nawet trzech przerw na ładowanie akumulatora. W podobnej sytuacji będą moi przyjaciele, których rowery mają zasięg około 50 – 60 kilometrów na jednym ładowaniu. Każda taka przerwa to też okazja by zjeść, odpocząć czy poznać lokalne tereny. Dzienne dystanse nie są zbyt duże, gdyż cała wyprawa ma mieć także wymiar krajoznawczy. Polska jest niezwykle pięknym krajem, a początek lata to doskonała pora na poznawanie jego uroków.
Szlakiem Orlich Gniazd
Największą zmianą jest poprowadzenie części trasy Szlakiem Orlich Gniazd. To właśnie ta zmiana spowodowała wydłużenie wyprawy i uczyniła jej przedostatni dzień jednym z najbardziej atrakcyjnych pod względem widokowym. Niestety, to także najbardziej wymagający i trudny terenowo dzień. Mimo wszystko jestem przekonany, że warto było dokonać tej zmiany. Zamiast kończyć czwarty dzień wyprawy w dworze Bieganów, noc spędzę w zamku w Bobolicach. Następnego dnia odwiedzę pozostałe atrakcje Szlaku Orlich Gniazd, by wieczorem dotrzeć do Wieliczki.
Pomóc Agatce chorej na Zespół Retta
Przy okazji tej wyprawy mam nadzieję zwrócić uwagę ludzi dobrej woli na los małej Agatki, która cierpi na Zespół Retta. Mam nadzieję, że w ten skromny sposób uda mi się wspomóc rodziców Agatki w codziennej walce o zdrowie i lepsze jutro dla jej córki. Wspólnie z moimi przyjaciółmi przejedziemy całą Polskę by osiągnąć to, co założyliśmy. A jednym z założeń jest właśnie zachęcenie innych do pomocy choremu dziecku.
315 km w kwietniu
Jednodniowe trasy o długości ponad stu kilometrów nie są dla mnie niczym nowym. W pierwszy weekend kwietnia przejadę więc 315 kilometrów w ciągu trzech dni. Będzie to swoista próba generalna przed czerwcową wyprawą i ostateczny sprawdzian mojej kondycji. Ten weekend ma dać odpowiedź na to, jak mój organizm poradzi sobie z trzema dniami jazdy pod rząd, z wypchanym plecakiem o masie piętnastu kilogramów . W piątek wyruszę z Gdańska kierując się do Charzykowych, by następnego dnia podążyć do Warlubia i ostatecznie trzeciego dnia zamknąć pętlę powrotem do Gdańska. Czy uda mi się zrealizować ten plan? Nie ma innej opcji. Jakie przygody będą czekać na mnie po drodze? Zobaczymy. Postępy tej trasy będzie można śledzić na żywo.